Przez wielu wyjazdowe spotkanie w Krzemienicy nazywane było jako "Mecz Przyjaźni" jednak obraz meczu jednoznacznie ukazał nam, że ów pojedynek z "Meczem Przyjaźni" ma tyle wspólnego co ja i Magda Gessler mimo, że zdobyliśmy z panią Magdą tyle samo bramek w PALP.
Do Krzemienicy dotarliśmy busem. Wygląd naszych kibiców świadczył o tym jak męcząca była to podróż. Wielu z nich miało objawy choroby lokomocyjnej lub "Choroby Filipińskiej" - tej samej, na którą cierpiał prezydent Kwaśniewski.
Drugim aspektem, który rzucał się w oczy (zaraz po naszych wiernych kibicach) był stadion gospodarzy.
Obiekt ten ewidentnie przygotowywany był na inną okoliczność - sadzenie ryżu.
Trzeba jednak przyznać, że służby odpowiedzialne za stan stadionu (piłkarze Gromu) robili co mogli ze swymi wiernymi wiadrami.
Mecz rozpoczął się punktualnie o godzinie 13:52. Nietypowa pora rozpoczęcia meczu i brak doliczonych minut mimo wielu przerw cisnęły na usta pytanie: "Czy sędziowie kupili sobie nowego grilla i chcą go dziś wypróbować?"
Od pierwszego gwizdka nasi zawodnicy wydawali się być zainteresowani tym samym co arbitrzy, a pewnym jest, że nie było to owe spotkanie.
Gospodarze dominowali w środku pola i narzucili swój styl gry, na który nie mieliśmy recepty.
Z czasem jednak odzyskiwaliśmy wiarę we własne możliwości i zaczęły pojawiać się sytuacje bramkowe.
Pierwsza z nich miała miejsce w 20 minucie.
Mariusz Klapa (z konieczności grający dziś w polu) posłał genialną piłkę do Dariusza Śpiewaka. Niestety Darek mimo kapitalnej okazji nie trafił w bramkę.
Kolejną szansę w 28 minucie miał wyżej wymieniony Mariusz Klapa, który po krótkim rozegraniu rzutu rożnego zdecydował się na uderzenie. Po zamieszaniu w polu karnym piłkę jakimś cudem w swych rękach dumnie dzierżył golkiper Krzemienicy.
Zachwyt nad grą naszych zawodników trwał półtorej flaszki wódki marki "Żubrówka" (Audycja zawierała lokowanie produktu) dla sympatyków "Sprintu". - około 7 minut.
Wtedy to po rzucie z autu i przepuszczeniu piłki między nogami przez Łukasza Giży do futbolówki dopadł napastnik gospodarzy i pokonał powracającego do składu Daniela Decia.
1:0 dla Krzemienicy.
W 39 minucie pierwszą (i ostatnią) kartkę w tym meczu pokazał sędzia tego spotkania. Faulowany nieopodal pola karnego "Gromu" był Krzysztof Pęczek i arbiter zdecydował, że sytuacja ta nadaje się do pokazania kartonika.
Poziom sędziowania pozostawiał wiele do życzenia, a sam pan prowadzący to spotkanie krytykę w jego kierunku skwitował słowami : "Sami macie uważać na siebie. Mi nogi nie utrącicie" - myślę, że z szacunku do tych chłopaków powinien powstrzymać się od takich komentarzy.
Wynik do końca pierwszej połowy się nie zmienił.
Po przerwie nasza drużyna zaczęła grać to, do czego przyzwyczaiła nas w poprzedniej rundzie.
Nasi środkowi pomocnicy (zwłaszcza Tomasz Wiatr) zaczęli wykorzystywać miejsce na boisku i dogrywać piłkę do skrzydeł.
W 47 minucie to właśnie Tomasz miał szansę aby wyrównać. Jego strzał głową z niewielkiej odległości obronił bramkarz Krzemienicy, który chyba sam nie potrafi wytłumaczyć racjonalnie swojej kapitalnej interwencji.
Dziesięć minut później mogło być już po meczu.
Zamieszanie w naszym polu karnym i strzał obok bramki z najbliższej odległości świadczyły tylko o jednym - magii Daniela Decia, który zaczarował swoje terytorium.
Bezradna wobec nadludzkich umiejętności naszego bramkarza drużyna Krzemienicy, ewidentnie zaczęła gubić się w swoich założeniach taktycznych.
Do meczu "powróciliśmy" w 68 minucie. Po dośrodkowaniu przez Mariusza Klapę z rzutu rożnego do piłki najwyżej wyskoczył Ernest Torba (który wszedł na boisko kilka minut wcześniej) i "wpakował" ją do bramki obok bezradnego bramkarza.
1:1
Po zdobytej bramce nasz zespół można było porównać do rekina, który poczuł krew.
Ciągłe ataki i dominacja na boisku świadczyły o tym, że nie przyjechaliśmy tutaj po jeden punkt.
W 78 minucie udowodnił to Patryk Cichoń.
Wykonana przez niego wrzutka z połowy boiska okazała się na tyle nieskuteczna, że zdobył on bramkę. Sam Patryk zdawał się być zdziwiony takim obrotem sprawy ale spotęgowało to tylko radość ze zdobytego gola na wagę trzech oczek.
1:2 dla Sprintu!
Kolejne półtorej flaszki (7 minut) i kolejna bramka naszej drużyny!
"Kropkę nad i" postawił nasz bramkarz grający dziś z konieczności w ofensywie - Mariusz Klapa.
Pokonał on w sytuacji sam na sam bramkarza gospodarzy będącego bez szans w tym pojedynku.
Mariusz swoją postawą zasłużył na wpisanie się na listę strzelców i miejmy nadzieję, że nie był to ostatni raz.
1:3 dla Sprintu!
Wynik przed końcem spotkania mógł zmienić Krystian Jasina jednak ewidentnie nie chciał on pogrążyć rywali i dla dobra zespołu uderzył obok bramki "urywając" kilkanaście cennych sekund.
Podsumowując. Słabą pierwszą połowę zrekompensowało drugie 45 minut, które dało nadzieje na dobry wynik w derbach z Janovią. Moim zdaniem mecz dał nam odpowiedź jak powinna wyglądać formacja defensywna w naszej drużynie. Chłopaki mimo przypadkowo straconej bramki spisywali się kapitalnie i zasłużyli na pochwałę.
Daniel Deć - bardzo dobry mecz Daniela mimo długiej przerwy. Przy straconej bramce jak sam przyznał po meczu nie miał nic do powiedzenia w spodniach bramkarskich. Gdyby bronił w spodenkach sytuacja miałaby inny przebieg.
Adrian Wiatr - szukał bardziej ofensywnej gry na boku obrony. Solidny występ.
Krzysztof Pęczek - szybsze od niego było tylko spożycie alkoholu na trybunach. Najlepszy w obronie zarówno w poprzednim jak i tym meczu.
Łukasz Giża - ściana nie do przejścia. Trzeba jednak przyznać, że miał niewielki udział przy straconej bramce.
Dominik Żytniak - mimo przebytej choroby bardzo dobry występ. Nie boi wziąć na siebie odpowiedzialności w defensywie mimo niewielkiego doświadczenia.
Dariusz Śpiewak - przeciętny występ Darka.
Konrad Kużdżał - bez fajerwerków. Jego partner ze środka pomocy przyćmił jego zasługi.
Tomasz Wiatr - Man of the match. Głodny gry. Dał z siebie wszystko. Był wszędzie i przyniosło to rezultaty.
Jarosław Mol - bok pomocy to nie jego nominalna pozycja.
Mariusz Klapa - debiut w roli napastnika okraszony bramką. Czego chcieć więcej? Podań. Mariusz został raz dobrze "obsłużony" przez Tomka i zdobył bramkę.
Tadeusz Cymbor - nie miał dogodnych sytuacji aby się wykazać.
Rezerwowi (tylko grający min. 30 minut)
Patryk Cichoń - bramka "stadiony świata" i bardzo dobry występ na miejscu Dominika Żytniaka. Lewa strona obrony obsadzona idealnie.
Ernest Torba - swoim golem tchnął nadzieje w nasz zespół. Wszedł, zdobył bramkę i to najlepiej podsumowuje jego dzisiejszy występ.
Ze swojej strony chciałbym serdecznie pozdrowić dziewczyny machające do mnie z balkonu swojego domu podczas gdy byłem w busie.
Życzę sobie więcej takich kibiców!
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.